21 października 2018

Emocje, słowa, pierwsze zdania



Życie lubi pisać różne scenariusze. Najgorszy zdecydowanie jest ten, gdy cholerny los w ciągu kilku chwil zmienia Twoje poukładane życie w pasmo totalnie niespodziewanych zdarzeń. Nagle zdajesz sobie sprawę, że tak naprawdę człowiek nie może w stu procentach niczego kontrolować. Wszystko w jednym momencie może diametralnie się zmienić. 


Taki splot spotkał mnie niespełna rok temu. Miałam marzenia, ambicje, plany… Zaczynałam (w końcu) w pełni samodzielne życie… Pierwsza praca, pierwszy poważny związek, pierwsze wspólne mieszkanie z, wtedy jeszcze, narzeczonym. Sielanka, żyć nie umierać, carpe diem i te sprawy. 

Może wydawać się to dziwne, ale na pierwsze USG poszłam będąc dopiero w 20 tygodniu ciąży. Nie, żebym zlewała wizyty kontrolne. Nic z tych rzeczy - po prostu nie wiedziałam. Chyba tylko strach i wewnętrzna chęć niedopuszczenia do siebie myśli o dziecku powstrzymywały mnie od zrobienia testu. Wizyta u lekarza? Dopiero wtedy, gdy poczułam pierwsze ruchy (swoją drogą, Młoda zaczęła „rzucać się” w swoim lokum najczęściej wtedy, gdy zmieniałam papier w drukarce). Pierwsze spotkanie z maluchem? Cholernie emocjonalne. Nie umiem nawet opisać tego, co czułam, gdy usłyszałam bicie jej serca. Pan Chłop również się wzruszył. Jemu to się nie dziwię - uwielbia dzieci i marzył o całej gromadce (mówiłam już, że jesteśmy totalnymi przeciwieństwami?). 

Po pierwszej wizycie przyszedł czas na premierowe zakupy. Jako, że żadne z nas nie wiedziało, jak się do tego zabrać, poszliśmy na żywioł i w znanej sieci sklepów kupiliśmy ubranka w rozmiarze 44. Zabraliśmy też ze sobą wielkiego misia, który dziś jest jedną z ulubionych zabawek Młodej. 

A potem… 

Przyszła szara rzeczywistość. Zrozumiałam, że moje życie właśnie permanentnie się zmieniło. Sytuacja mnie przytłoczyła. Rzeczy, które wcześniej sprawiały mi przyjemność, stały się dla mnie obojętne. Gasłam ja - pozytywna i zakręcona marzycielka. Ustąpiłam miejsca hektolitrom łez i nerwom. Cholernym nerwom, których nie potrafiłam opanować. W końcu, hej! Miałam plany, rozwijałam się w zawodzie, o którym zawsze marzyłam… Nagle musiałam ze wszystkiego zrezygnować. Z dnia na dzień życie oczekiwało ode mnie zmiany priorytetów. Nie umiałam się z tym pogodzić. 

Młodą pokochałam od razu, ale ciężar macierzyństwa przygniótł mnie już pierwszego dnia, gdy dowiedziałam się o jej istnieniu. Z jednej strony czułam podekscytowanie, z drugiej - z dnia na dzień coraz więcej płakałam. Najpierw zrzucałam to na hormony ciążowe, poporodowe… Potem, zrozumiałam w końcu, że jednak problem stał się poważniejszy. Po raz pierwszy w życiu przyznałam, że z czymś sobie nie radzę. Ale nie przed wszystkimi - ludziom wokół nadal pokazuję się tylko z tej silniejszej strony. 

Po co to piszę? Chyba dlatego, że ślepo wierzę w to, iż takie wyrzucenie z siebie emocji pomoże mi uporać się ze swoimi myślami. Chcę poruszać trudne tematy (w sumie przed ciążą na tym polegała moja praca), pokazać, że mimo miłości nie zawsze wszystko jest kolorowe. 

Zapraszam. Każdego, kto miał choć raz w życiu gorszy okres. Każdą matkę, która sobie radzi, lub też nie ma już siły do udawania, że wszystko jest okej. Każdego młodego i starszego. Myśli depresyjne mogą pojawić się w każdym okresie życia. Czasem wszystkie nakładające się problemy mogą nas przerosnąć i pchnąć ku nam stwierdzenie, że chyba nie ogarniamy. 

5 komentarzy:

  1. Super tekst. Fajnie, że się odważyłaś i o tym piszesz. Będę wpadać napewno! Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasem warto podzielić się swoimi emocjami z innymi ludźmi. Warto wierzyć, że będzie dobrze. Trzymam kciuki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak to sie u nas mówi... witaj w klubie �� nie raz tak straszne myśli chodziły po głowie w chwilach gdy mala sie darła�� aż wstyd się przyznac ... super blog się zpowiada npewno będe zaglądala �� będe częstym gościem

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też miałam plany, po obronie (która jest za miesiąc) miałam już ustawione miejsce pracy. Mój świat przewrócił się do góry nogami... Dopiero w 7 miesiącu zrozumiałam, ze już nic nie zmienię. Na szczęście nie dosięgnęła mnie depresja i od 5 tygodni jestem szczęśliwą mamą :) Choć czasem siadam i po prostu płaczę.

    OdpowiedzUsuń